niedziela, 12 maja 2013

[1.] Rozdział 1. Trochę wspomnień.

- Zobaczcie, kto tam stoi.
A stał tam Draco Malfoy z żoną i synem, w czarnej pelerynie zapiętej pod szyją. Włosy trochę mu się przerzedziły, co uwydatniało ostro zakończony podbródek. Jego syn był tak podobny do niego jak Albus do Harry'ego. Draco spostrzegł, że Harry, Ron, Hermiona i Ginny patrzą na niego, ukłonił się sztywno i odwrócił.
- A więc to jest ten mały Scorpius - mruknął pod nosem Ron. - Rose, musisz być od niego lepsza we wszystkim. Dzięki Bogu odziedziczyłaś inteligencję po matce.
- Na litość boską, Ron! - powiedziała Hermiona, trochę rozbawiona, ale i rozeźlona. - Musisz od razu napuszczać ich na siebie? Jeszcze nawet nie są w szkole!
- Masz rację, przepraszam - odrzekł Ron, ale nie mógł się powstrzymać, by nie dodać: - Ale za bardzo się z nim nie zaprzyjaźniaj, Rose. Dziadek Weasley nigdy by ci nie wybaczył, gdybyś wyszła za mąż za czarodzieja czystej krwi.
- Hej!
Pojawił się James.*
Mówił coś, ale Rose go nie słuchała. Wciąż wpatrywała się w chłopaka, z którym tata zabronił się jej przyjaźnić. Nagle jego szare jak stal tęczówki, do tej pory krążące po dworcu i rozsyłające szydercze spojrzenia, trafiły na jej niebieskie. Mierzyli się wzrokiem. Żadne nie mrugało.
- Scropousie, rusz się! - dorosły Malfoy popchnął lekko syna w stronę pociągu.
Uczniowie szybko zaczęli żegnać się z rodzinami i pędzili do expressu^, by zająć sobie jak najlepsze przedziały.
Rose szybko pożegnała się z rodzinką i pobiegła szukać miejsc.
Na samym końcu pociągu, w jedynym już (prawie) wolnym przedziale, leżał tylko jeden bagaż. Dziewczyna rzuciła swoje rzeczy w kąt i pognała na korytarz, by pomachać rodzicom i bratu. Gdy zobaczyła bruneta, wbiegającego do pociągu, chwyciła go za rękę i pociągnęła do okna, by i on mógł pomachać.
Oczywiście, nie obyło się bez śmiechu i żartów Rona.
Pociąg ruszył. Po chwili, peron 9 i 3/4 zniknął za zakrętem.
- Rose, to... gdzie nasz przedział? - zapytał nieśmiało Albus, trzymający klatkę z dużą, ciemną sową, nazwaną przekornie Iris.
- Chodź, pokażę ci - uśmiechnęła się niepewnie, ruszając w stronę końca pociągu.
Kiedy otworzyli drzwi do przedziału, w którym młoda Weasley zostawiła rzeczy oczy prawie im wyszły z orbit.
Po lewej stronie siedział grubszy blondyn o wyraziście zielonych tęczówkach. Obok, czytając czasopismo, przycupnęła brunetka, której włosy były niesamowicie proste i sięgały jej mniej więcej do pasa. Naprzeciwko niej rozwalił się szczupły blondyn o przenikliwych szarych tęczówkach.
- Co tu robicie? - warknęła ruda.
- Siedzimy - odpowiedział spokojnie Malfoy junior, z szyderczym uśmiechem przewiercając ją spojrzeniem.
- Przykro mi, ale zdaje się, że nie masz racji - fuknęła. - Moja torba tam stoi. Byłam tu wcześniej.
- Nadal się mylisz. Rzeczy Danielle leżały tu jeszcze wcześniej.
Czarnowłosa oderwała się na moment od lektury i energicznie pokiwała głową.
- Okej - wzruszyła ramionami Rose. - Albus, chyba idziemy dalej - mruknęła i przepchnęła się do środka po rzeczy.
Szła ostrożnie, omijając podstawiane przez chłopaków nogi.
Po chwili już była z Potterem na korytarzu, nie wiedząc co zrobić.

~~~*~~
Wielka Sala wyglądała niesamowicie. Przy długich stołach siedzieli uczniowie w uroczystych tiarach. Wszyscy byli podekscytowani, zniecierpliwieni i... głodni.
Za drzwiami Sali profesor Slughorn ustawiał uczniów w dwuszereg.
- Zaraz wejdziecie do Sali i zostaniecie przydzieleni do Domów, więc proszę o odpowiednie zachowanie - powiedział i zaczął ponownie przyglądać się pierwszoroczniakom. -  Proszę bardzo, kogo ja widzę! Czyżby panna Weasley? Poznałem po tym błysku inteligencji w oczach!... Och, panie Malfoy, proszę się nie pchać! Status nie upoważnia do zmiany miejsc... Albus Potter! Proszę bardzo, niesłychane...
Po jakimś czasie wrota się otworzyły i dzieciaki weszły do uroczystej Sali.
Na środku stało krzesło a na nim stara, poniszczona Tiara Przydziału. Wyglądała jakby strzeliła rasowego focha. McGonagall wpatrywała się w nią z niedowierzaniem.
- Ale przecież... to tradycja!
- Nic mnie tradycje nie obchodzą. Nie mam nastroju! Poza tym jak możecie kazać śpiewać komuś z takim głosem jak ja? Pomyślcie i tych biednych dzieciach. Zamiast je stresować powiem tylko tyle:
Dla odważnych Gryffindor chyli czoła,
Sprytu Slytherina nikt przezwyciężyć nie zdoła,
Hufflepuff wszystkich sprawiedliwych przygarnie,
Bystry umysł Ravenclaw wszystko ogarnie.
Możemy już zacząć...?
McGonagall przywołała profesora Longbottoma skinieniem. Ten wstał od stołu i podszedł do Tiary.
- Jako, że profesor Longbottom zostaje II vice dyrektorem otrzymuje nowe zadania. Od dziś to on będzie prowadził Ceremonię Przydziału!
W Sali rozległy się oklaski i okrzyki radości. Wszyscy kochali niepozornego nauczyciela.
- Dziękuję, pani dyrektor - uśmiechnął się. - Kiedy wyczytam imię i nazwisko, proszę daną osobę o podejście tu do mnie oraz nałożenie Tiary. A więc...
Profesor wyczytywał nazwiska. Tego roku było ich wyjątkowego dużo.
- Malfoy, Scorpius!
Blondyn szybko podszedł do stołka, przysiadł na nim i nasunął Tiarę na głowę.
Przez chwilę trwała cisza przerywana tylko szeptami "to z tych Malfoyów, na pewno śmieciożerca!", "na pewno trafi do Slytherinu jak wszyscy z takich oślizgłych rodów..."
Cisza przedłużała się. Uczniowie zaczynali spoglądać na siebie nie rozumiejąc, dlaczego Tiara nie przydziela Scorpiusa. Wszyscy zamarli w oczekiwaniu.
- RAV... - Tiara przerwała w półsłowa, a stół Domu Orła patrzył po sobie w zdumieniu.
Tiara znów chwilę milczała, Krukoni siedzieli nie wiedząc co robić.
- Taaaaak... Skoro tak chcesz - dało się dosłyszeć. - Slytherin - powiedziała bez entuzjazmu.
Stół Domu Węża zerwał się w radosnych okrzykach.
Scorpius zdjął Tiarę z głowy, powiódł wzrokiem po całej Sali, wstał i poszedł do Ślizgonów.
Kolejni uczniowie byli wyczytywani. Rose i Albus przestępowali z nogi na noge, wyczekując swojej kolejki.
- Potter, Albus!
Zielonooki pobiegł do stołeczka i ledwo Tiara dotknęła jego głowy już krzyczała:
- GRYFFINDOR!!!
Chłopak uśmiechnął się i pomknął do wiwatującego stołu.
Kolejni uczniowie siadali na stołku i nakładali Tiarę. Rose z zaciśniętymi - z emocji - rękami na szacie czekała na swoją kolej.
- Weasley, Rose!
Ruda ruszyła energicznie na podwyższenie. Usiadła, a prof. Longbottom nałożył jej na głowę Tiarę.
- RA... - zaczęła Tiara, ale zawiesiła głos. Krukoni patrzyli na siebie zdezorientowani. - Gryffindor... - wydawała się niezadowolona z "werdyktu".
Stół Gryfonów oszalał. Albus klaskał, roześmiany. Wszyscy przyjaciele patrzyli na nią radośnie. Tyko sama Rose nie wydawała się szczęśliwa.

~~*~~
- Panie Malfoy! Nie pana pytałem!... Panno Weasley, nie znoszę partyzantki!
Rudowłosa i blondyn posyłali sobie wściekłe spojrzenia. Każde z nich chciało być najlepsze.
Po lekcji Rose ociągała się z wyjściem z sali. Kątem oka dostrzegła, że Scorpius także się nie spieszy.
- Znowu wy? Co tym razem? - westchnął profesor Slughorn, sprzątając rozlany eliksir.
- Ja w związku z tym projektem... - równocześnie powiedzieli.
- Dokumenty macie w moim gabinecie...



 ~~*~~
- Rosie, spokojnie... - Albus leżał na błoniach rozkoszując się wiosennym słońcem.
- Jak mam być spokojna? Ten skunks podbiera mi wszystkie tematy! Al... Pomóż mi!
- Ja mam ci pomóc? - uśmiechnął się. - Lepiej już poproś Jamesa...
- Dzięki - warknęła i podniosła się z trawy.

~~*~~
Siedziała w bibliotece, przeglądając księgi w poszukiwaniu informacji do referatu dla Slughorna. Tak chciała zabłyszczeć...
- Amortencja... Felix Felicis... No gdzie to jest! - ze złością przewracała strony.
- Pomóc ci, rudzielcu? - ktoś podniósł jej notatki.
- Odczep się, Albus...
- Nie jestem Albus!
Podniosła wzrok i napotkała stalowoszare spojrzenie.
- O, Malfoy, jak miło - prychnęła. - Nie potrzebuję twojej pomocy.

~~*~~
Kolejny rok nauki. Nowe wyzwania... Rose po raz piąty staje na peronie. Już nie może się doczekać, by utrzeć nosa paru Krukonom i temu zarozumiałemu Malfoyowi.


*ten oto fragment pochodzi z ostatniej części serii.
^ nie jestem pewna czy właśnie tak powinnam napisać a nie "expresu" albo "ekspresu" lub "ekspressu"...?
_________________
Więc oto jest pierwszy rozdział. Domyślam się, że na razie nie będzie tego czytało zbyt wiele osób... Ostrzegam, nie jestem dobra w pisaniu o paringach, już to czuję, jednak bardzo chciałam spróbować ^^ Zależy mi na Waszych opiniach także proszę bardzo o komentarze *.*
Buziaczki! ;***
Wasza Cupcake.

sobota, 11 maja 2013

[1.] Prolog

Tak.
Od zawsze wiedziałam, że nie powinnam się mieszać w takie układy. Że nie powinnam trzymać się tak blisko jego. Że to uczucie nie ma szansy przetrwania.
Tak.
Wiem, że nasze rodziny żyją od zawsze jak pies z kotem. Że ojcowie nie mogą na siebie spojrzeć bez wyraźnego grymasu. Że z nami powinno być tak samo.
Nie.
Wszystko jest inaczej. Jego obecność wywołuje uśmiech. Szerszy nawet niż wtedy gdy mama przygotuje moje ulubione paszteciki z nietoperza w sosie karmelkowym (podkreślam:KARMELKOWYM a nie karmelowym!). Szerszy niż gdy znajdę książkę z nowymi zaklęciami. Szerszy niż wtedy, gdy ucieram nosa tej Boot i jej Krukonkom, błyskając wiedzą.
Tak.
Tylko on potrafi sprawić, że przestaję myśleć rozsądnie.
Tak.
Od początku byłem przed nią ostrzegany. Nienawiść do jej rodziny miałem we krwi.
Tak.
Moja rodzina straciła pozycję po śmierci Sam-Wie... Voldemorta. Nie potrafili uwierzyć, że już go nie ma. Nadal wpajali mi durne zasady czystej krwi i tępienia szlam.
Nie.
Zawsze ich słuchałem. Byłem tym grzecznym chłopczykiem. Ulubieńcem dziadka. Nigdy się im nie sprzeciwiałem. Nie potrafiłem. Bałem się. Sam nie wiem...
Tak.
Ona wszystko zmieniła. Od razu zobaczyłem w niej (śmiech) mojego rudego, piegowatego aniołka. Jednak nazwisko zobowiązuje. I ją i mnie. Nie wiem, czy uda mi się zdobyć jej zaufanie po tym co... Mam nadzieję, że nasze uczucie jest silniejsze niż durne przyzwyczajenia.
______________________________
Znając moje szczęście - mało kto tu zajrzy.
Piszę to kompletnie dla samej siebie. Bez planu. Bez pomysłu. Z uczuciem.
Mam nadzieję, Drogi Czytelniku, że nie zawiedziesz się wkraczając w świat tej miłości.
Cupcake.