poniedziałek, 29 lipca 2013

[2.] 2. Jeszcze jedno słowo i mogę stracić nad sobą panowanie.

Wybaczcie za psucie psychiki.
Kto nie chce ryzykować swojej niech nie czyta xD
Enjoy.


Płowy blondyn o zimnym spojrzeniu, z przypiętą do klapy marynarki odznaką prefekta przemierzał błonia, zaganiając uczniów do szkoły. Był zły. Nie dość, że niesforne pierwszoroczniaki nie miały zamiaru się go słuchać, Slughorn zadał wypracowanie na cztery strony, komórka nie łapała mu zasięgu to jeszcze jej doskonałość Rose Weasley nie miała ochoty pokazać się na swoim dyżurze.
Nagle, kiedy groził szlabanem kolejnemu młodemu czarodziejowi (dziwnym trafem Gryfonowi) zauważył ruch w Zakazanym Lesie. Rozejrzał się wokół siebie po prawie już pustych błoniach i ruszył w tamtą stronę. Minął chatkę gajowego, kiedy dostrzegł rudą grzywę i smukłą sylwetkę dziewczyny. Od razu ją rozpoznał. Nie dało jej się pomylić z nikim innym. Nawet w takim stanie, w jakim była. Scorpius musiał przyznać, że w tym momencie wyglądała fatalnie. We włosach miała liście, białą koszulę umazaną ziemią i krzywo zapiętą, a spódniczkę w kolorach Gryffindoru mocno wygniecioną. Dziewczyna biegła przed siebie ze wzrokiem wbitym w ziemię.
- Witam panią prefekt.
Nastolatka obróciła się i wpadła na młodego Malfoya. Zamrugała powiekami i kiwnęła głową:
- Witam.
- Co idealna pani prefekt robi w Zalazanym Lesie w czasie swojego dyżuru...? - zapytał ostantacyjnie wpatrując się w jej niedopiętą koszulę.
Niebieskie oczy wpatrywały się ozięble w chłopaka, na policzki wstąpił delikatny rumieniec, a usta otwierały się i zamykały jak u rybki. Ręce zacisnęła na rąbku spódnicy i zaczęła przestępować z nogi na nogę.
- Nie twój interes, Malfoy - wysyczała.
- Od kiedy to mówimy do siebie po nazwisku, Rosie? Myślałem, że zakopaliśmy topór wojenny z trzy lata temu...
- Nie mów do mnie Rosie! - tupnęła nogą. - Słuchaj, Ma... Scorpiusie, nie mam najmniejszej ochoty z tobą gadać. Mam podły humor i... - Malfoy nie słuchał jej. Ścisnął tylko mocniej jej nadgarstek i pociągnął w stronę chatki Hagrida. - Co ty na druzgotki wyprawiasz?! - wyrywała się mu, ale nie krzyczała - wiedziała już z doświadczenia, że to nic nie da.
- Gdzie ty mnie ciągniesz? - wysapała, gdy byli już za drewnianym domkiem.
- Co twój kuzynek robił w Zakazanym Lesie...? - spojrzał na nią podejrzliwie, ciągnąc ją za wielkie dynie i opadając na ziemię. - Hm... Cała jesteś?
- Tak - warknęła, masując nadgarstek. - A co robił? A bo ja wiem? Nie jestem jego niańką! - odparła buntowniczo zaciskając usta.
- No dobra, spokojnie... Ale tego to chyba sama sobie nie zrobiłaś - mruknął, wpatrując się wciąż w jej koszulę.
- Odczep się - miauknęła.
- Pomogę ci - zaoferował się nagle,przysuwając się bliżej niej. Powoli odpiął krzywo zapięte guziki, odsłaniając jej ciało.
Dziewczyna o dziwo nie wyrywała się, ani nie zapierała. Patrzyła tylko na blondyna w skupieniu. Chłopak zaś zaczął już zapinać jej koszulę.
- Tak lepiej - mruknął zadowolony z siebie, opierając plecy o jedną z dyń.
- Dzi... dzięki - wymamrotała cicho. Głos jej drżał, a wzrok utkwiła w swoich kolanach.
- Spoko - uśmiechnął się lekko i wyjrzał w stronę błoni. - Twój kuzynek chyba cię szuka...
Rose zamrugała i zaczęła rozmasowywać sobie skronie. Nie miała najmniejszej ochoty widzieć teraz Jamesa. Poczuła uścisk w podbrzuszu, kiedy zdała sobie sprawę, że Gryfoni mieli dziś świętować czyjeś urodziny, co znaczyło, że nie uda jej się uniknąć chłopaka.
- Scorpius... przepraszam - szepnęła nagle. - Ja... nie wiem dlaczego tak się zachowałam...
- Wiem - wyszczerzył się Ślizgon, wstał i podał jej dłoń. - Chodź, trzeba skończyć obchód.
- O mandragoro... jak ja wyglądam - mruknęła, spoglądając na swój mundurek.
- Tragicznie - podpowiedział z uśmiechem chłopak.
- Dzięki. Kobiety uwielbiają, gdy się tak do nich mówi - powiedziała z ironią w głosie, na próżno próbując wygładzić spódniczkę dłońmi.
- A różdżka to gdzie? Wiecznie gotowa do czarów panna Weasley nie ma jej przy sobie? - mruknął, unosząc drwiąco brwi. - Może ci pomóc?
Westchnęła. Nie lubiła prosić.
- Dobra, możesz mi pomóc? - westchnęła.
Chłopak machnął różdżką i już po chwili Rose wyglądała jak zawsze - wszystko idealnie proste i czyste.
- Dzięki - wymamrotała. - Idziemy...?
Ruszyli przez opustoszałe błonia w stronę budynku. Na tle ciemnego nieba, z księżycem ukrytym za ciemnymi chmurami przypominał zamek z horroru. Rose mimowolnie wsunęła dłoń w rękę chłopaka i splotła z nim palce. Scorpius uśmiechnął się tylko delikatnie i lekko ścisnął dłoń dziewczyny, chcąc dodać jej otuchy.
Kiedy dotarli do wrót szkoły usłyszeli chichot. Jako prefekci mieli zadbać o to, by na błoniach po kolacji nie było żadnego ucznia.
Rudowłosa rozejrzała się wokół i po chwili dostrzegła tuż przy jeziorze parkę. Ciągnąc Scorpiusa za sobą, podeszła bliżej na tyle, by móc rozpoznać swojego brata i kuzynkę, rzucających kamienie do wody.
- Czy wy jesteście normalni? - wrzasnęła. - Czy chcielibyście, żeby wam do domu ktoś rzucał kamienie? No ja myślę, że nie. Hugonie, Lily, zawiodłam się na was. Za naruszanie spokoju trytonów mogę odebrać wam punkty lub dać szlaban i...
- Rose, spokojnie - blondyn zasłonił dziewczynie usta i uśmiechnął się do Gryfonów. - Lepiej szybko zmykajcie do swoich dormitoriów nim nasza ruda pani prefekt postanowi was jeszcze spetryfikować, albo... AU! - Scorpius poczuł uścisk zębów Rose na swoim palcu, jednak nie puścił jej, dopóki Hugo i Lily nie zniknęli za wrotami. - Nerwowa ty dzisiaj... - mruknął, puszczając ją.
- Zamknij się - warknęła tylko i dumnym krokiem ruszyła do zamku.

***

- No Rosie... Choś tu... Roooose... Nie bąś tacha...
- Odwal się, James!
- W Lesie inaśej mófiłasz...
- James! Puść mnie!
- No Rosie... Mosie mi chcieś pofiesieś... zie... ktochoś maś...
- Może i tak... Nie dotykaj mnie!
- Aleś Rose... Kto by się ściał...
Zerwała się i pobiegła do dormitorium. Padła na łóżko, zasunęła czerwone kotary i zaczęła płakać.
- Proszę bardzo, Weasley umie płakać. Nie spodziewałam się tego... - kotara uchyliła się lekko.
- Zostaw mnie - warknęła Rose, chwytając różdżkę.
- Ojojoj, zły humorek - mruknęła czarnowłosa dziewczyna, oparta o kolumnę łóżka.
- Żebyś wiedziała. Wyjdź.
- Nie - zaśmiała się. - To też moje dormitorium... A denerwowanie cię to moje hobby, wiesz dobrze, pani idealna.
- Denise, proszę, naprawdę... Nie chcę nic ci zrobić a jeszcze jedno słowo i mogę stracić nad sobą panowanie - warknęła w poduszkę ruda.
- Hm... jedno słowo - wysyczała Denise przerzucając włosy na drugie ramię. - O, zobacz jeszcze ży...
- Levicorpus!

***

Rose przedzierała się przez tłum bawiących się Gryfonów. Kiedy wpadła na Albusa mimowolnie odetchnęła z ulgą.
- Al, pogadamy?
- Skoro musimy... - westchnął nieco speszony. - Chodź gdzieś...
- Pokój Życzeń? - zapytała szybko, gdy przeciskali się przez dziurę pod portretem.
Chłopak tylko pokiwał głową.
W końcu bez większych przeszkód dotarli co swojego celu. Rose kilkukrotnie przeszła pod ścianą, w której po chwili ukazały się drzwi.
Za nimi kryło się przytulne wnętrze z wielką kanapą i kominkiem. Niedaleko wejścia stał mały stolik a na nim dwa wielkie kubki gorącego kakao.
- Chodź... - mruknęła dziewczyna, chwytając parujący, słodki napój.
Po chwili już oboje zapadli się w miękką kanapę.
- Rose... przepraszam - mruknął chłopak niepewnie. - Ja... James nie powiedział mi, co planuje. Myślałem, że to kolejny zwykły numer i... wybacz.
Dziewczyna milczała, wpatrując się w ogień i tylko co jakiś czas popijając łyk z kubka. Chłopak z kolei wciąż próbował się tłumaczyć.
- Albus, zamknij się w końcu - mruknęła nagle. Brunet posłusznie zamilkł. - Pamiętasz jak byliśmy dziećmi... pamiętasz... - nagle jej ręka zacisnęła się na jego nadgarstku. - James... on... - po twarzy Rose zaczęły płynąć łzy.
Albus odstawił kubek na podłogę, wziął kuzynkę na kolana i mocno ją przytulił.

***

Jej usta wędrowały po jego ciele. Ich oczy co jakiś czas spotykały się, błyskając porozumiewawczo. Tak. Od dawna tego pragnęła. Jego umięśnione ciało złączone z jej. Ich ruchy, tak idealnie dopasowane... Jego ręce błądziły po jej ciele sprawiając tyle nieopisanej radości. Chciała krzyczeć ze szczęścia.
_______________________________
Dudududuuuuum. Moje głupoty part II. Tym razem głupawka dzienna.
Wpisik dedykowany Pomylunce i mojej niesamowitej dżince Kath ;*
Buuuziaczki!
Wasza Cupcake.

wtorek, 23 lipca 2013

[2.] 1. Witam panią prefekt.

UWAGA! NOWE OPOWIADANIE, TROCHĘ DZIWNIE SIĘ ZACZYNA. SAMA NIE OGARNIAM, ALE MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ JAKO TAKO SPODOBA.
PISZCIE KOMENTARZE, CHCĘ ZNAĆ WASZĄ OPINIĘ ;***


Ruda piętnastolatka siedziała samotnie pod drzewem nad jeziorem zaczytana w podręczniku od mugoznalstwa. Dobrze się bawiła ucząc się. Wydaje się to nieprawdopodobne. Nastolatka, której radość sprawia ślęczenie nad grubymi tomiszczami a nie rozglądanie się za kolejnymi imprezami. Rose wolała spędzić wieczór z nosem w książce. Najchętniej łapała się za podręczniki, księgi z zaklęciami i poradniki dla czarodziei. Rzadziej sięgała po typowe pozycje młodzieżowe, jednak kiedy rozpoczynała czytanie takowej nic nie mogło jej oderwać. Młoda Weasley nazywana była kujonicą i dziwadłem. Swoją rozległą wiedzą zawstydzała Krukonów. Nie przejmowała się wyzwiskami. Mama nauczyła ją sobie z nimi radzić (mowa tu NIE TYLKO o prostych klątwach). Rose była pewna siebie, może lekko zarozumiała, a w głębi bardzo wrażliwa. Nie pokazywała tego jednak pod powłoczką idealnej prefektki. Oczywiście, że została prefektką.
- Ej, Rose, chodź z nami... - obok dziewczyny nie wiadomo skąd pojawił się roześmiany Albus. - Chodź, James chce ci coś pokazać!
- On mnie? - zaśmiała się. - Nie ma mowy. Chce żebym znów wylądowała w fontannie czy może woli żeby kolejny raz oberwała od wierzby?
- Tym razem chodzi o coś innego - brunet odwrócił wzrok. - No chodź...
- Będę tego żałować - mruknęła, chwytając się wyciągniętej ręki przyjaciela i wstając z trawy. - To... gdzie podziewa się Twój brat?
Dziewczynie odpowiedziała cisza. Albus uparcie szedł przed siebie wpatrując się w jeden punkt. Ich kroki zmierzały w stronę Zakazanego Lasu. Rose zaczęła się zastanawiać co też może kombinować Potter.
Kiedy przekroczyli linię pierwszych drzew po plecach dziewczyny przeszedł dreszcz. Zaczęła nerwowo rozglądać się wokół szukając pułapki. Kiedy sprzed oczu zniknęły jej plecy Albusa przyspieszył jej oddech.
- A-Albus? James? Gdzie jesteście...? - szła powoli wciąż przed siebie, co chwila nerwowo zakładająca za ucho krótszy kosmyk włosów.
Po jakimś czasie dotarła do polany. Kiedy dostrzegła tam stojącą tyłem osobę miała ochotę skakać z radości. Twn ktoś mógł pomóc jej wyjść! Podchodziła powoli bliżej, z każdym krokiem dostrzegając więcej szczegółów jej (jak sądziła) wybawiciela. Ciemne włosy. Dosyć wysoki. Umięśnione plecy. Zgrabny tyłek w opiętych dżinsach. Firmowe Conversy.
- JAMES! CO TO NA DRUZGOTKI MA ZNACZYĆ?!
- Witaj, Ruda - powiedział cicho.
- Po co mnie tu zaciągnęliście? I gdzie jest Albus?
- Pewnie już w zamku. Mogę do niego zadzwonić jeżeli tak się o niego martwisz - odwrócił się i uśmiechnął łobuzersko do dziewczyny.
- Tak. Martwię się, że dostaniesz za was oboje.
- I tak oberwę - zaśmiał się. - A Albi miał cię tu tylko sprowadzić i usunąć się. Mam dzwonić?
- Nie.
- Dobra...
- Albo tak, dzwoń! - krzyknęła, nagle dostrzegając jak blisko podszedł James.
- W porządku, Ruda... - objął ją w pasie o pociągnął na najbliższy zawalony konar. - Dzwonię - jedną ręką na telefonie szybko wybrał numer brata i rozpoczął połączenie. - Siemanko Albi, czekaj dam na głośnik, żeby Ruda cię słyszała... No, już.
- Cześć wam...
- ALBUS, TY... - James zasłonił jej usta dłonią.
- Wkurzona? - wydobyło się z głośniczka.
- Jak słychać - zaśmiał się James. - Ale ja już się nią zajmę... Jesteś już w zamku?
- No pewnie! W moim dormitorium. Jak nie wierzysz...
- Wierzę. Siedź tam i się nie wychylaj. Chyba żeby nas szukali. Wtedy możesz zrobić małą aferkę i odwrócić uwagę psorów. Jasne?
- Pewnie, ale... - Albus nie zdążył dokończyć, bo starszy Potter się rozłączył.
- Zadowolona? - zapytał, puszczając jej usta.
- NIE! - krzyknęła, próbując się wyrwać z objęcia, które ponowił James. - Puścisz mnie?
- Nie - mruknął, wodząc dłonią po jej udzie.
- James... - pisnęła, przestajac się wyrywać, kiedy palcami zaczął rysować kółka po wewnętrznej stronie jej uda.
- Podoba się, Ruda? Chcesz więcej? - powoli ręką wsuwał się pod jej spódniczkę. - No powiedz...
- Nie powinniśmy - westchnęła.
Wiedziała, że powinna to przerwać, jednak nie mogła zmusić się do ruchu. Ciemne oczy chłopaka kazały jej siedzieć w miejscu.
Siedemnastolatek nagle chwycił dziewczynę za biodra i posadził sobie na kolanach.
- Potter - szepnęła. - Nie... - podwinął jej spódniczkę odsłaniając majtki. - Co ty wyprawiasz?
- Bawię się. Tobie też to radzę - odparł, jedną ręką pieszcząc jej udo. Druga zaś była zajęta rozpinaniem sweterka Weasleyówny.
- James, jesteśmy rodziną i... och... - jego palec zaczął muskać jej majtki. - Nie... rób... tak...
- Nie chcesz tak? Okeeej - mruknął i przysunął ją bliżej siebie. - To spróbujemy czegoś innego... - zanurzył twarz w jej włosach, by dotrzeć do szyi, którą zaczął obsypywać pocałunkami.
Czuła jego ciepło. Tak blisko... Nagle zawładnęło nią coś, czego nie znała. Czuła, że nie powinna się temu poddać, jednak była za słaba.
Chwyciła jego dłoń i położyła sobie po wewnętrznej stronie uda. Znów zaczął rysować kółka po jej skórze. Jego usta zaś schodziły coraz niżej. Dziewczyna sama szybko rozpięła sweterek i rozwiązała krawat od bluzki.
- O proszę, jaka zmiana... - wymruczał, całując jej dekolt. - Co jeszcze pokażesz, kocie?
Jej dłonie na ślepo powędrowały do jego koszuli. Kiedy uporała się z jego guzikami on ściągał z niej bluzkę.
- James...
- Nikt się nie dowie.
Oddychała nierówno. Jego palce błądziły po jej półnagim ciele. Nagle chwycił jej nadgarstki i naprowadził je na rozporek w spodniach. Rose nieśmiało rozpięła go.
Chłopak nagle wstał. Zaskoczona dziewczyna upadła na trawę. James z łobuzerskim uśmieszkiem wpatrywał się w rozsypane na trawie rude włosy, delikatną cerę, wyraziste niebieskie oczy, długą szyję, nie za duże piersi, płaski brzuch i długie nogi.
- Bawimy się dalej, Ruda?
- Jak powiem nie i tak nie posłuchasz...?
Zaśmiał się tylko i pomógł jej wstać.
- Jeżeli naprawdę nie będziesz chciała nie będę cię zmuszał...
- Jasne - burknęła. - A to macanie to...?
- Sprawdzenie twojej prawdomówności... Jak na razie nie wypada najlepiej - przyciągnął ją bliżej siebie, a jego palce zaczęły tańczyć po jej plecach.
Westchnęła z rozkoszy. James wiedział co robi. Umiał podejść każdą osobę. Jego technika była perfekcyjna.
Kiedy zachaczył palcem o zapięcie stanika Rose nie protestowała. Sama nie mogła zrozumieć swojego zachowania.
- Zdejmiesz mi w końcu spodnie? - wymruczał jej wprost do ucha. Posłuchała natychmiast, niczym wierny żołnierz.
Po chwili stali na polanie, przytuleni, całkiem nadzy. Ich jedynym ubraniem były promienie zachodzącego już słońca.
- Rose... czy jesteś gotowa?
- Nie! - pisnęła.
Odsunął się od niej lekko. Zaczął się jej przypatrywać uważnie.
- No co? - szepnęła. - Coś nie tak?
- Dlaczego dziewczyna taka jak ty nie ma chłopaka?
- James. Nie wtrącaj się - burknęła i nagle kompletnie straciła ochotę na głupie zabawy Pottera.
Zaczęła błyskawicznie się ubierać. Chciała uciec od kuzyna. Od tej polany. Od tego co się tu zdarzyło.
Biegła co tchu przez las. Chciała jak najszybciej dotrzeć do szkoły...
- Witam panią prefekt - usłyszała obok siebie.
Odwróciła się energicznie i wpadła na platynowego blondyna. No jeszcze jego mi tu tylko brakowało do szczęścia! - pomyślała.
- Witam - kiwnęła głową.
- Co idealna pani prefekt robi w Zakazanym Lesie w czasie swojego dyżuru...?
_________________
Prezentuję Wam kompletną nocną głupawkę. Wybaczcie... Jest jaki jest xD
Pozdrowionka ;*
Dedyczek dla Eve i Pomylunki ;*
Wasza Cupcake.