Wybaczcie za psucie psychiki.
Kto nie chce ryzykować swojej niech nie czyta xD
Enjoy.
Kto nie chce ryzykować swojej niech nie czyta xD
Enjoy.
Płowy blondyn o zimnym spojrzeniu, z przypiętą do klapy marynarki odznaką prefekta przemierzał błonia, zaganiając uczniów do szkoły. Był zły. Nie dość, że niesforne pierwszoroczniaki nie miały zamiaru się go słuchać, Slughorn zadał wypracowanie na cztery strony, komórka nie łapała mu zasięgu to jeszcze jej doskonałość Rose Weasley nie miała ochoty pokazać się na swoim dyżurze.
Nagle, kiedy groził szlabanem kolejnemu młodemu czarodziejowi (dziwnym trafem Gryfonowi) zauważył ruch w Zakazanym Lesie. Rozejrzał się wokół siebie po prawie już pustych błoniach i ruszył w tamtą stronę. Minął chatkę gajowego, kiedy dostrzegł rudą grzywę i smukłą sylwetkę dziewczyny. Od razu ją rozpoznał. Nie dało jej się pomylić z nikim innym. Nawet w takim stanie, w jakim była. Scorpius musiał przyznać, że w tym momencie wyglądała fatalnie. We włosach miała liście, białą koszulę umazaną ziemią i krzywo zapiętą, a spódniczkę w kolorach Gryffindoru mocno wygniecioną. Dziewczyna biegła przed siebie ze wzrokiem wbitym w ziemię.
- Witam panią prefekt.
Nastolatka obróciła się i wpadła na młodego Malfoya. Zamrugała powiekami i kiwnęła głową:
- Witam.
- Co idealna pani prefekt robi w Zalazanym Lesie w czasie swojego dyżuru...? - zapytał ostantacyjnie wpatrując się w jej niedopiętą koszulę.
Niebieskie oczy wpatrywały się ozięble w chłopaka, na policzki wstąpił delikatny rumieniec, a usta otwierały się i zamykały jak u rybki. Ręce zacisnęła na rąbku spódnicy i zaczęła przestępować z nogi na nogę.
- Nie twój interes, Malfoy - wysyczała.
- Od kiedy to mówimy do siebie po nazwisku, Rosie? Myślałem, że zakopaliśmy topór wojenny z trzy lata temu...
- Nie mów do mnie Rosie! - tupnęła nogą. - Słuchaj, Ma... Scorpiusie, nie mam najmniejszej ochoty z tobą gadać. Mam podły humor i... - Malfoy nie słuchał jej. Ścisnął tylko mocniej jej nadgarstek i pociągnął w stronę chatki Hagrida. - Co ty na druzgotki wyprawiasz?! - wyrywała się mu, ale nie krzyczała - wiedziała już z doświadczenia, że to nic nie da.
- Gdzie ty mnie ciągniesz? - wysapała, gdy byli już za drewnianym domkiem.
- Co twój kuzynek robił w Zakazanym Lesie...? - spojrzał na nią podejrzliwie, ciągnąc ją za wielkie dynie i opadając na ziemię. - Hm... Cała jesteś?
- Tak - warknęła, masując nadgarstek. - A co robił? A bo ja wiem? Nie jestem jego niańką! - odparła buntowniczo zaciskając usta.
- No dobra, spokojnie... Ale tego to chyba sama sobie nie zrobiłaś - mruknął, wpatrując się wciąż w jej koszulę.
- Odczep się - miauknęła.
- Pomogę ci - zaoferował się nagle,przysuwając się bliżej niej. Powoli odpiął krzywo zapięte guziki, odsłaniając jej ciało.
Dziewczyna o dziwo nie wyrywała się, ani nie zapierała. Patrzyła tylko na blondyna w skupieniu. Chłopak zaś zaczął już zapinać jej koszulę.
- Tak lepiej - mruknął zadowolony z siebie, opierając plecy o jedną z dyń.
- Dzi... dzięki - wymamrotała cicho. Głos jej drżał, a wzrok utkwiła w swoich kolanach.
- Spoko - uśmiechnął się lekko i wyjrzał w stronę błoni. - Twój kuzynek chyba cię szuka...
Rose zamrugała i zaczęła rozmasowywać sobie skronie. Nie miała najmniejszej ochoty widzieć teraz Jamesa. Poczuła uścisk w podbrzuszu, kiedy zdała sobie sprawę, że Gryfoni mieli dziś świętować czyjeś urodziny, co znaczyło, że nie uda jej się uniknąć chłopaka.
- Scorpius... przepraszam - szepnęła nagle. - Ja... nie wiem dlaczego tak się zachowałam...
- Wiem - wyszczerzył się Ślizgon, wstał i podał jej dłoń. - Chodź, trzeba skończyć obchód.
- O mandragoro... jak ja wyglądam - mruknęła, spoglądając na swój mundurek.
- Tragicznie - podpowiedział z uśmiechem chłopak.
- Dzięki. Kobiety uwielbiają, gdy się tak do nich mówi - powiedziała z ironią w głosie, na próżno próbując wygładzić spódniczkę dłońmi.
- A różdżka to gdzie? Wiecznie gotowa do czarów panna Weasley nie ma jej przy sobie? - mruknął, unosząc drwiąco brwi. - Może ci pomóc?
Westchnęła. Nie lubiła prosić.
- Dobra, możesz mi pomóc? - westchnęła.
Chłopak machnął różdżką i już po chwili Rose wyglądała jak zawsze - wszystko idealnie proste i czyste.
- Dzięki - wymamrotała. - Idziemy...?
Ruszyli przez opustoszałe błonia w stronę budynku. Na tle ciemnego nieba, z księżycem ukrytym za ciemnymi chmurami przypominał zamek z horroru. Rose mimowolnie wsunęła dłoń w rękę chłopaka i splotła z nim palce. Scorpius uśmiechnął się tylko delikatnie i lekko ścisnął dłoń dziewczyny, chcąc dodać jej otuchy.
Kiedy dotarli do wrót szkoły usłyszeli chichot. Jako prefekci mieli zadbać o to, by na błoniach po kolacji nie było żadnego ucznia.
Rudowłosa rozejrzała się wokół i po chwili dostrzegła tuż przy jeziorze parkę. Ciągnąc Scorpiusa za sobą, podeszła bliżej na tyle, by móc rozpoznać swojego brata i kuzynkę, rzucających kamienie do wody.
- Czy wy jesteście normalni? - wrzasnęła. - Czy chcielibyście, żeby wam do domu ktoś rzucał kamienie? No ja myślę, że nie. Hugonie, Lily, zawiodłam się na was. Za naruszanie spokoju trytonów mogę odebrać wam punkty lub dać szlaban i...
- Rose, spokojnie - blondyn zasłonił dziewczynie usta i uśmiechnął się do Gryfonów. - Lepiej szybko zmykajcie do swoich dormitoriów nim nasza ruda pani prefekt postanowi was jeszcze spetryfikować, albo... AU! - Scorpius poczuł uścisk zębów Rose na swoim palcu, jednak nie puścił jej, dopóki Hugo i Lily nie zniknęli za wrotami. - Nerwowa ty dzisiaj... - mruknął, puszczając ją.
- Zamknij się - warknęła tylko i dumnym krokiem ruszyła do zamku.
Nagle, kiedy groził szlabanem kolejnemu młodemu czarodziejowi (dziwnym trafem Gryfonowi) zauważył ruch w Zakazanym Lesie. Rozejrzał się wokół siebie po prawie już pustych błoniach i ruszył w tamtą stronę. Minął chatkę gajowego, kiedy dostrzegł rudą grzywę i smukłą sylwetkę dziewczyny. Od razu ją rozpoznał. Nie dało jej się pomylić z nikim innym. Nawet w takim stanie, w jakim była. Scorpius musiał przyznać, że w tym momencie wyglądała fatalnie. We włosach miała liście, białą koszulę umazaną ziemią i krzywo zapiętą, a spódniczkę w kolorach Gryffindoru mocno wygniecioną. Dziewczyna biegła przed siebie ze wzrokiem wbitym w ziemię.
- Witam panią prefekt.
Nastolatka obróciła się i wpadła na młodego Malfoya. Zamrugała powiekami i kiwnęła głową:
- Witam.
- Co idealna pani prefekt robi w Zalazanym Lesie w czasie swojego dyżuru...? - zapytał ostantacyjnie wpatrując się w jej niedopiętą koszulę.
Niebieskie oczy wpatrywały się ozięble w chłopaka, na policzki wstąpił delikatny rumieniec, a usta otwierały się i zamykały jak u rybki. Ręce zacisnęła na rąbku spódnicy i zaczęła przestępować z nogi na nogę.
- Nie twój interes, Malfoy - wysyczała.
- Od kiedy to mówimy do siebie po nazwisku, Rosie? Myślałem, że zakopaliśmy topór wojenny z trzy lata temu...
- Nie mów do mnie Rosie! - tupnęła nogą. - Słuchaj, Ma... Scorpiusie, nie mam najmniejszej ochoty z tobą gadać. Mam podły humor i... - Malfoy nie słuchał jej. Ścisnął tylko mocniej jej nadgarstek i pociągnął w stronę chatki Hagrida. - Co ty na druzgotki wyprawiasz?! - wyrywała się mu, ale nie krzyczała - wiedziała już z doświadczenia, że to nic nie da.
- Gdzie ty mnie ciągniesz? - wysapała, gdy byli już za drewnianym domkiem.
- Co twój kuzynek robił w Zakazanym Lesie...? - spojrzał na nią podejrzliwie, ciągnąc ją za wielkie dynie i opadając na ziemię. - Hm... Cała jesteś?
- Tak - warknęła, masując nadgarstek. - A co robił? A bo ja wiem? Nie jestem jego niańką! - odparła buntowniczo zaciskając usta.
- No dobra, spokojnie... Ale tego to chyba sama sobie nie zrobiłaś - mruknął, wpatrując się wciąż w jej koszulę.
- Odczep się - miauknęła.
- Pomogę ci - zaoferował się nagle,przysuwając się bliżej niej. Powoli odpiął krzywo zapięte guziki, odsłaniając jej ciało.
Dziewczyna o dziwo nie wyrywała się, ani nie zapierała. Patrzyła tylko na blondyna w skupieniu. Chłopak zaś zaczął już zapinać jej koszulę.
- Tak lepiej - mruknął zadowolony z siebie, opierając plecy o jedną z dyń.
- Dzi... dzięki - wymamrotała cicho. Głos jej drżał, a wzrok utkwiła w swoich kolanach.
- Spoko - uśmiechnął się lekko i wyjrzał w stronę błoni. - Twój kuzynek chyba cię szuka...
Rose zamrugała i zaczęła rozmasowywać sobie skronie. Nie miała najmniejszej ochoty widzieć teraz Jamesa. Poczuła uścisk w podbrzuszu, kiedy zdała sobie sprawę, że Gryfoni mieli dziś świętować czyjeś urodziny, co znaczyło, że nie uda jej się uniknąć chłopaka.
- Scorpius... przepraszam - szepnęła nagle. - Ja... nie wiem dlaczego tak się zachowałam...
- Wiem - wyszczerzył się Ślizgon, wstał i podał jej dłoń. - Chodź, trzeba skończyć obchód.
- O mandragoro... jak ja wyglądam - mruknęła, spoglądając na swój mundurek.
- Tragicznie - podpowiedział z uśmiechem chłopak.
- Dzięki. Kobiety uwielbiają, gdy się tak do nich mówi - powiedziała z ironią w głosie, na próżno próbując wygładzić spódniczkę dłońmi.
- A różdżka to gdzie? Wiecznie gotowa do czarów panna Weasley nie ma jej przy sobie? - mruknął, unosząc drwiąco brwi. - Może ci pomóc?
Westchnęła. Nie lubiła prosić.
- Dobra, możesz mi pomóc? - westchnęła.
Chłopak machnął różdżką i już po chwili Rose wyglądała jak zawsze - wszystko idealnie proste i czyste.
- Dzięki - wymamrotała. - Idziemy...?
Ruszyli przez opustoszałe błonia w stronę budynku. Na tle ciemnego nieba, z księżycem ukrytym za ciemnymi chmurami przypominał zamek z horroru. Rose mimowolnie wsunęła dłoń w rękę chłopaka i splotła z nim palce. Scorpius uśmiechnął się tylko delikatnie i lekko ścisnął dłoń dziewczyny, chcąc dodać jej otuchy.
Kiedy dotarli do wrót szkoły usłyszeli chichot. Jako prefekci mieli zadbać o to, by na błoniach po kolacji nie było żadnego ucznia.
Rudowłosa rozejrzała się wokół i po chwili dostrzegła tuż przy jeziorze parkę. Ciągnąc Scorpiusa za sobą, podeszła bliżej na tyle, by móc rozpoznać swojego brata i kuzynkę, rzucających kamienie do wody.
- Czy wy jesteście normalni? - wrzasnęła. - Czy chcielibyście, żeby wam do domu ktoś rzucał kamienie? No ja myślę, że nie. Hugonie, Lily, zawiodłam się na was. Za naruszanie spokoju trytonów mogę odebrać wam punkty lub dać szlaban i...
- Rose, spokojnie - blondyn zasłonił dziewczynie usta i uśmiechnął się do Gryfonów. - Lepiej szybko zmykajcie do swoich dormitoriów nim nasza ruda pani prefekt postanowi was jeszcze spetryfikować, albo... AU! - Scorpius poczuł uścisk zębów Rose na swoim palcu, jednak nie puścił jej, dopóki Hugo i Lily nie zniknęli za wrotami. - Nerwowa ty dzisiaj... - mruknął, puszczając ją.
- Zamknij się - warknęła tylko i dumnym krokiem ruszyła do zamku.
***
- No Rosie... Choś tu... Roooose... Nie bąś tacha...
- Odwal się, James!
- W Lesie inaśej mófiłasz...
- James! Puść mnie!
- No Rosie... Mosie mi chcieś pofiesieś... zie... ktochoś maś...
- Może i tak... Nie dotykaj mnie!
- Aleś Rose... Kto by się ściał...
Zerwała się i pobiegła do dormitorium. Padła na łóżko, zasunęła czerwone kotary i zaczęła płakać.
- Proszę bardzo, Weasley umie płakać. Nie spodziewałam się tego... - kotara uchyliła się lekko.
- Zostaw mnie - warknęła Rose, chwytając różdżkę.
- Ojojoj, zły humorek - mruknęła czarnowłosa dziewczyna, oparta o kolumnę łóżka.
- Żebyś wiedziała. Wyjdź.
- Nie - zaśmiała się. - To też moje dormitorium... A denerwowanie cię to moje hobby, wiesz dobrze, pani idealna.
- Denise, proszę, naprawdę... Nie chcę nic ci zrobić a jeszcze jedno słowo i mogę stracić nad sobą panowanie - warknęła w poduszkę ruda.
- Hm... jedno słowo - wysyczała Denise przerzucając włosy na drugie ramię. - O, zobacz jeszcze ży...
- Levicorpus!
- Odwal się, James!
- W Lesie inaśej mófiłasz...
- James! Puść mnie!
- No Rosie... Mosie mi chcieś pofiesieś... zie... ktochoś maś...
- Może i tak... Nie dotykaj mnie!
- Aleś Rose... Kto by się ściał...
Zerwała się i pobiegła do dormitorium. Padła na łóżko, zasunęła czerwone kotary i zaczęła płakać.
- Proszę bardzo, Weasley umie płakać. Nie spodziewałam się tego... - kotara uchyliła się lekko.
- Zostaw mnie - warknęła Rose, chwytając różdżkę.
- Ojojoj, zły humorek - mruknęła czarnowłosa dziewczyna, oparta o kolumnę łóżka.
- Żebyś wiedziała. Wyjdź.
- Nie - zaśmiała się. - To też moje dormitorium... A denerwowanie cię to moje hobby, wiesz dobrze, pani idealna.
- Denise, proszę, naprawdę... Nie chcę nic ci zrobić a jeszcze jedno słowo i mogę stracić nad sobą panowanie - warknęła w poduszkę ruda.
- Hm... jedno słowo - wysyczała Denise przerzucając włosy na drugie ramię. - O, zobacz jeszcze ży...
- Levicorpus!
***
Rose przedzierała się przez tłum bawiących się Gryfonów. Kiedy wpadła na Albusa mimowolnie odetchnęła z ulgą.
- Al, pogadamy?
- Skoro musimy... - westchnął nieco speszony. - Chodź gdzieś...
- Pokój Życzeń? - zapytała szybko, gdy przeciskali się przez dziurę pod portretem.
Chłopak tylko pokiwał głową.
W końcu bez większych przeszkód dotarli co swojego celu. Rose kilkukrotnie przeszła pod ścianą, w której po chwili ukazały się drzwi.
Za nimi kryło się przytulne wnętrze z wielką kanapą i kominkiem. Niedaleko wejścia stał mały stolik a na nim dwa wielkie kubki gorącego kakao.
- Chodź... - mruknęła dziewczyna, chwytając parujący, słodki napój.
Po chwili już oboje zapadli się w miękką kanapę.
- Rose... przepraszam - mruknął chłopak niepewnie. - Ja... James nie powiedział mi, co planuje. Myślałem, że to kolejny zwykły numer i... wybacz.
Dziewczyna milczała, wpatrując się w ogień i tylko co jakiś czas popijając łyk z kubka. Chłopak z kolei wciąż próbował się tłumaczyć.
- Albus, zamknij się w końcu - mruknęła nagle. Brunet posłusznie zamilkł. - Pamiętasz jak byliśmy dziećmi... pamiętasz... - nagle jej ręka zacisnęła się na jego nadgarstku. - James... on... - po twarzy Rose zaczęły płynąć łzy.
Albus odstawił kubek na podłogę, wziął kuzynkę na kolana i mocno ją przytulił.
- Al, pogadamy?
- Skoro musimy... - westchnął nieco speszony. - Chodź gdzieś...
- Pokój Życzeń? - zapytała szybko, gdy przeciskali się przez dziurę pod portretem.
Chłopak tylko pokiwał głową.
W końcu bez większych przeszkód dotarli co swojego celu. Rose kilkukrotnie przeszła pod ścianą, w której po chwili ukazały się drzwi.
Za nimi kryło się przytulne wnętrze z wielką kanapą i kominkiem. Niedaleko wejścia stał mały stolik a na nim dwa wielkie kubki gorącego kakao.
- Chodź... - mruknęła dziewczyna, chwytając parujący, słodki napój.
Po chwili już oboje zapadli się w miękką kanapę.
- Rose... przepraszam - mruknął chłopak niepewnie. - Ja... James nie powiedział mi, co planuje. Myślałem, że to kolejny zwykły numer i... wybacz.
Dziewczyna milczała, wpatrując się w ogień i tylko co jakiś czas popijając łyk z kubka. Chłopak z kolei wciąż próbował się tłumaczyć.
- Albus, zamknij się w końcu - mruknęła nagle. Brunet posłusznie zamilkł. - Pamiętasz jak byliśmy dziećmi... pamiętasz... - nagle jej ręka zacisnęła się na jego nadgarstku. - James... on... - po twarzy Rose zaczęły płynąć łzy.
Albus odstawił kubek na podłogę, wziął kuzynkę na kolana i mocno ją przytulił.
***
Jej usta wędrowały po jego ciele. Ich oczy co jakiś czas spotykały się, błyskając porozumiewawczo. Tak. Od dawna tego pragnęła. Jego umięśnione ciało złączone z jej. Ich ruchy, tak idealnie dopasowane... Jego ręce błądziły po jej ciele sprawiając tyle nieopisanej radości. Chciała krzyczeć ze szczęścia.
_______________________________
Dudududuuuuum. Moje głupoty part II. Tym razem głupawka dzienna.
Dudududuuuuum. Moje głupoty part II. Tym razem głupawka dzienna.
Wpisik dedykowany Pomylunce i mojej niesamowitej dżince Kath ;*
Buuuziaczki!
Wasza Cupcake.
Wasza Cupcake.